0
metia 25 grudnia 2020 20:55
l9.jpg



Na początek mieliśmy w planie wejść na wieżę kościoła św. Piotra, żeby rzucić okiem na miasto z góry, ale ponownie – odstraszyła nas długa kolejka. Spod kościoła św. Piotra odbiliśmy na północ, w stronę Rynku i ratusza. Tutaj – poza zabudowaniami, można obejrzeć odlaną z metalu makietę miasta i wypić kawę w jednej z wielu kawiarni. Najbardziej znaną jest chyba znajdująca się po drugiej stronie Ratusza, przy ulicy Breite Strasse, kawiarnia należąca do jednego ze znanych producentów marcepanu - Café Niederegger – Stammhaus. To właśnie jej wystawę, pełną marcepanowych figurek, jabłek i kartofelków, sfotografowałam w poprzedni wieczór. Przed południem nie było na to szans, na wejście do środka czekało kilkadziesiąt osób.

l10.jpg


l11.jpg


l12.jpg


l13.jpg


l14.jpg


l15.jpg



Ogólnie wszędzie było coraz więcej ludzi, więc po obejrzeniu Kościoła Mariackiego i Domu Buddenbrooków (aktualnie w remoncie) postanowiliśmy przenieść się na ulicę równoległą – Königstrasse.

l16.jpg


l17.jpg



Na Königstrasse było dużo spokojniej, więc bez przeszkód, mijając kościół św. Katarzyny oraz Willy Brandt Haus, dotarliśmy na plac Koberg, gdzie zobaczyć można m.in. dawny Szpital Św. Ducha, kościół św. Jakuba oraz wiele średniowiecznych kamieniczek (w jednej z nich mieści się restauracja Lübecker Kartoffelkeller, w której zjedliśmy szybki lunch – mogę polecić, kuchnia typowo niemiecka, skoncentrowana na daniach ziemniaków).

l18.jpg


l19.jpg


l20.jpg


l21.jpg


l22.jpg


l23.jpg



Z Koberg mieliśmy już bardzo niedaleko do naszego głównego celu wycieczki – Europejskiego Muzeum Hanzy, które znajduje się w dawnym klasztorze Dominikanów z XIII wieku, ale obejmuje również część dawnego wzgórza zamkowego (dzięki czemu możliwe jest również obejrzenie wykopalisk archeologicznych). Bardzo liczyliśmy na to, że będzie ciekawe i muszę powiedzieć, że wyszliśmy absolutnie usatysfakcjonowani. Natomiast od razu zaznaczę, że jest to zdecydowanie muzeum dla dorosłych, nie dla dzieci, i to dla dorosłych zainteresowanych tematem – w każdej sali podana jest bardzo duża ilość informacji (co jest zresztą jednym z zarzutów stawianych w recenzjach muzeum). Trzeba ten typ wystawiennictwa lubić. Poza tym nie chciałabym zdradzać za dużo, więc napiszę może, że sposób prowadzenia narracji klimatem przypomina nieco warszawski Polin (naprzemienny układ sali informacyjnych i ekspozycyjnych). Warto natomiast wspomnieć, ze muzeum ma też dodatkową, bardzo fajną funkcję biletu – przed wejściem obsługa koduje na nim wybrane przez odwiedzającego miasto, które należało do Ligi Hanzeatyckiej. Po przyłożeniu biletu w wyznaczonych miejscach pokazuje się na specjalnych ekranach, jak dane zagadnienie wyglądało w wybranym ośrodku. Miast jest do wyboru kilkadziesiąt – my zdecydowaliśmy się na Szczecin i Visby (to drugie oczywiście ze względu na uwielbiane przez nas książki Pilipiuka z sagi Oko Jelenia).

l24.jpg


l25.jpg


l26.jpg


l27.jpg



Po przejściu samego muzeum na tym samym bilecie można jeszcze zwiedzić zabudowania klasztoru. Nie zapomnijcie też wejść na mały taras widokowy, wychodzący na zabudowania portowe w północnej części miasta - też zdecydowanie warto.

l28.jpg


l29.jpg


l30.jpg



Po wyjściu z muzeum obejrzeliśmy jeszcze znane nam już z poprzedniego wieczora mury miejskie wraz z bramą Burgtor.

l31.jpg


l32.jpg



Następnie klucząc mniej głównymi ulicami doszliśmy do Mühlerstrasse, a potem dalej do Katedry i wróciliśmy na wybrzeże, ciągnące się wzdłuż rzeki Trave.

l33.jpg


l34.jpg


l35.jpg


l36.jpg


l37.jpg


l38.jpg



I wydawało nam się, że tu wycieczkę zakończymy, bo na mapie nie ma tu nic ciekawego, ale okazało się, że uliczka An der Obertrave to przeurocze miejsce, bardzo blisko centrum, a jednocześnie z daleka od tłumu turystów. Klimat był tam iście sielski, więc postanowiliśmy chwilę odpocząć po kilku godzinach zwiedzania w jednej z małych knajpek. Było prawie jak na prawdziwych wakacjach, takich bez covida, leżak, słońce, drineczek w dłoni (dla kierowcy oczywiście bezalkoholowy). Jeżeli zdarzy się Wam być w Lubece, nie omińcie tej okolicy :) Moim zdaniem jest tu zdecydowanie przyjemniej, niż na analogicznym północnym odcinku (An der Untertrave).

l39.jpg


l40.jpg


l41.jpg


l42.jpg


l43.jpg



Ostatni rzut oka na miasto :)

l44.jpg



A potem już było prosto – powrót do hotelu, odbiór auta z parkingu, godzina drogi z hakiem i już parkowaliśmy auto w centrum Hamburga, pod domem naszych gospodarzy. Hamburski weekend czas zacząć! Ale to już w kolejnym odcinku.Nie wiem, jak to się stało, że mimo przygotowanego materiału nie dokończyłam wrzucania relacji i minął już ponad rok od ostatniego wpisu. Uzupełniam zanim zacznie się 2022 ;)

Czas na weekend w Hamburgu :)

Na wstępie uprzedzę, że w Hamburgu niewiele zaliczyliśmy z listy turystycznych must see – i to mimo, do Ratusza mieliśmy jakieś 10 minut spacerem. Raz, że każde z nas w Hamburgu już było i podstawowe zabytki widziało, więc przeważnie przechodziliśmy obok niektórych miejscówek, niż konkretnie do nich się udawaliśmy. A dwa, że naszą gospodynią była rodowita mieszkanka Hamburga, więc spędziliśmy też czas z dala od ścisłego centrum.

W relacji pojawi się więc kilkanaście miejscówek, natomiast dla odwiedzających miasto po raz pierwszy dorzucam jeszcze kilka poleceń:
Jungfernstieg (promenada nad Binnenlaster)
Kościół Św. Michała, Ratusz i centrum, Kunsthalle (muzeum sztuk pięknych)
Museum für Kunst und Gewerbe (fantastyczne wystawy tkanin, dywanów, porcelany i innych dekoracji)
Wieża Telewizyjna
Tierpark (zoo)
Park Miniatur Wunderland (genialna miejscówka z miniaturami wielu znanych budynków, z własną siecią mini-kolei – polecam nie tylko dla dzieci)
Blankensee (położona na wzgórzu dzielnica białych domów)
Hamburger Dom (obywające się 3-4 razy do roku wesołe miasteczko)
Planten un Blomen (duży park z ogrodami w centrum miasta).

Hamburg – pierwsze popołudnie i wieczór

Pierwsze chwile w Hamburgu upłynęły nam na… zabezpieczeniu parkowania. Wiadomo, jak każde duże miasto Hamburg ma ograniczoną pulę miejsc parkingowych w centrum, a parkowanie kosztuje sporo. Na szczęście nasi gospodarze odwieźli swoje auto do rodziny poza centrum, a nam użyczyli swojego miejsca parkingowego pod domem. Wiązało się to z ozdobieniem kokpitu całą serią jednodniowych pozwoleń na parkowanie ;)

1.jpg



Po przywitaniu się i rozpakowaniu rzeczy okazało się, że nasi gospodarze muszą kolejnego dnia jednak iść jeszcze do pracy na kilka godzin, więc nie był to długi wieczór. Po krótkim spacerze po okolicy trafiliśmy do dzielnicy Sternschanze, gdzie można przebierać w barach i restauracjach z kuchnią z całego świata. My skierowaliśmy się do sprawdzonej przez naszych gospodarzy koreańskiej knajpki Kini (Susannenstrasse 15), ale wybór jest naprawdę szeroki, każdy znajdzie coś dla siebie. Jedzenie w Kini było bardzo dobre, z mojego punktu widzenia duży plus za to nie umarłam od ostrości ;) Pozostali doostrzyli sobie ekstra, więc ogólnie wyszliśmy zadowoleni.

I tyle z pierwszego dnia, zapraszam od razu na dzień drugi.

Hamburg – dzień drugi
Tego dnia mieliśmy jedyne kilka godzin do samozagospodarowania. Postanowiliśmy je przeznaczyć na obejrzenie… U-boota. Tak, to już drugi U-boot na tej wycieczce ;) I znowu niestety nie prawdziwy niemiecki, ale o tym za chwilę.

Nasza droga w kierunku Elby początkowo wiodła przez Grosse Wallanlagen, czyli drugi z dużych parków w centrum Hamburga (obok wspomnianych już Planten en Blomen), rozciągający się wzdłuż granicy dawnych murów miejskich. Oprócz klombów, fontann i zieleni możecie odwiedzić w nim nieduże Muzeum Historii Hamburga – nasi gospodarze polecali, my z braku czasu się nie zdecydowaliśmy. Grosse Wallanlagen przechodzi na południu w Elbpark, gdzie chcieliśmy zahaczyć o pomnik Bismarcka, ale odstraszyli nas rezydujący w parku bezdomni (niestety bezdomność jest dużym problemem w mieście, a wśród bezdomnych często słychać język polski).

Z Elbpark wyszliśmy tuż przy Landungsbrücken (będzie o nim jeszcze za chwilę), gdzie mieści się m.in. wejście do Alter Elbtunnel, czyli do będącego od ponad 100 lat w użyciu systemu tuneli pod Elbą. Tunele – ponad 20 metrów pod powierzchnią i każdy długi na ponad 400 metrów – zbudowano w latach 1907-1911, aby połączyć znajdujące się po przeciwnej stronie Elby doki i stocznie z centrum miasta, i ułatwić poruszanie się tysiącom pracowników. Do obsługi ruchu zbudowano również 6 wielkich wind. Obecnie tunele służą głównie pieszym i rowerzystom (24 godziny na dobę), ruch samochodowy odbywa się w większości nowszymi tunelami (Neuer Elbtunnel) i mostami (chociaż samochody też mogą korzystać ze starego tunelu w dni robocze w określonych godzinach). Serdecznie polecam przejście tunelem na drugą stronę – robi wrażenie. Po drodze warto się też przyjrzeć kaflowym płaskorzeźbom zdobiącym ściany tunelu, na których uwieczniono nie tylko gatunki ryb, ale też inne przedmioty związane z rzeką (m.in. śmieci i szczury).

2.jpg



3.jpg



4.jpg



5.jpg



6.jpg



7.jpg



Kawałek wejściem do tunelu zaczyna się już teren Fischmarkt, czyli targu rybnego. Jak widać na zdjęciu – pusty, ponieważ jest on otwarty w ściśle określonych godzinach, a mianowicie, tylko w niedziele między 5.00 a 9.30 (jesienią i zimą między 7.00 a 9.00). Natomiast jeżeli przyjdzie Wam kończyć sobotnią imprezę na St. Pauli w niedzielę nad ranem, to serdecznie polecam wpaść tam na bułkę ze śledziem ;) (testowane) Schody prowadzące w stronę Reeperbahn są tuż obok.

8.jpg



9.jpg



A jak już będziecie na miejscu, to możecie zahaczyć również o widoczną w tle Fischauktionshalle, czyli miejsce, gdzie rybacy sprzedawali swój połów – obecnie działające jako część targu rybnego (a poza godzinami – jako centrum eventowe). No i oczywiście możecie obejrzeć przy okazji U-boota (raczej z zewnątrz, wejście do środka jest możliwe od 9.00).

A skoro już jesteśmy u celu naszej przedpołudniowej wyprawy, czyli przy okręcie podwodnym. Nie będę zanudzać Was szczegółami, dodam tylko, że jest to okręt produkcji radzieckiej, klasy Tango, wyprodukowany w 1976 roku. Do Hamburga trafił w 2002 roku po długim holowaniu z zatoki Kola i został przebudowany na okręt-muzeum. Od jesieni 2002 jest dostępny do zwiedzania i co ciekawe, już dwa razy zmieniał miejsce postoju :) Na obecnym stoi od 2010 roku.
Kilka zdjęć i lecimy dalej.

10.jpg


11.jpg


12.jpg


13.jpg



Po zwiedzeniu u-boota dostaliśmy informację, że gospodarze będą wolni za ok. 1,5 godziny i że najlepiej będzie spotkać się przy budynku Elbphilharmonie, czyli filharmonii. Oznaczało to dla nas dłuższy spacer wybrzeżem, najpierw znanym już nam odcinkiem, a potem nowym kawałkiem. Drogi pomylić nie sposób – charakterystyczny budynek w kształcie fali cały czas jest widoczny na horyzoncie.

14.jpg



Tym razem przeszliśmy przez Landungsbrücken od strony wody. Historycznie Landungsbrücken to port dla statków parowych, celowo wybudowany nieco dalej od centrum ze względu na ryzyko wybuchu miału węglowego czy kotła parowego statku. Sam budynek portowy powstał już później, w tym samym czasie, co wspomniany już tunel (jako że wejścia do tunelu jest jego częścią). Natomiast dziś Landungsbrücken to jeden z ważniejszych węzłów przesiadkowych w mieście (stacja u-bahna i s-bahna). Od czasu budowy pomosty z tyłu budynku portowego były wielokrotnie modernizowane – dziś służą jako przystań dla statków wycieczkowych i przyciągają turystów ofertą dziesiątek barów i restauracji. Żadnej konkretnej miejscówki nie polecę – po prostu przysiedliśmy na chwilę na bułkę ze śledziem, frytki i Astrę (czyli chyba najbardziej znane hamburskie piwo).


Dodaj Komentarz

Komentarze (3)

eskie 26 grudnia 2020 12:08 Odpowiedz
metia napisał:jak bardzo brakuje mi regularnych wizyt w Berlinie.Jak kończył się komunizm i wszyscy jeździli do Berlina na handel, zapytałem mojego dziadka (rocznik 1911), czy byśmy nie pojechali. Odpowiedział, że nie ma sprawy, tylko, że mam zorganizować jakiś czołg bo inaczej nie jedzie.
boots 26 grudnia 2020 13:05 Odpowiedz
A fotki z Reeperbahn?
metia 26 grudnia 2020 13:29 Odpowiedz
@bootsBędą w dalszej części. Natomiast w trakcie naszego pobytu w Hamburgu trwały strajki branży rozrywkowej (część lokali nie została objęta pomocą w ramach tarczy), więc nie było tam tak aktywnie, jak by być mogło.