0
metia 25 grudnia 2020 20:55
r16.jpg



r17.jpg



(i taki jeszcze znak trafiliśmy w drodze powrotnej ;))

r18.jpg



To właśnie na przeciwległym krańcu tu można zobaczyć jeszcze pozostałości dawnej Prory. Zdarzenie nowego i starego robi naprawdę piorunujące wrażenie, które pogłębia jeszcze wizyta w Dokumentationszentrum Prora, które od ponad 10 lat dokumentuje historię tego miejsca. Ilość zgromadzonych tam materiałów faktograficznych i fotograficznych jest naprawdę imponująca.

r19.jpg



r20.jpg



r21.jpg



r22.jpg



r23.jpg



r24.jpg



Ostateczny los Prory nie jest przesądzony. Ostatni z bloków został wstępnie sprzedany inwestorowi, ale odrzucono koncepcję architektoniczną, zakładającą znaczne podwyższenie budynku. Ponieważ inwestor nie przedstawił w wymaganym czasie nowej, teren wrócił pod zarząd landu. Obecnie prowadzone są akcje społeczne (np. Denk-MAL-Prora) mające na celu stworzenie w nieprzebudowanej części obiektu ośrodka pamięci i kultury. Co będzie dalej? Nie wiadomo, ale kwestią czasu jest moim zdaniem pojawienie się nowego inwestora, który dokończy dzieła przebudowy. Wszak mieszkania, pardon – penthousy – w tym molochu sprzedają się jak świeże bułeczki. Co każe się zastanowić, jak to się stało, że idee wymarzonych wakacji w społeczeństwie przez te kilka dziesięcioleci aż tak bardzo się nie zmieniła…

r25.jpg



Bezpośrednio z Prory jedziemy do Sassnitz, a konkretnie do portu, gdzie można wejść na pokład U-Boota. No dobra, nie prawdziwego niemieckiego U-Boota z czasów II WŚ (takiego zwiedziliśmy kiedyś pod Kilonią, w miasteczku Laboe), ale nie przeszkodziło nam to dodać go do listy. Nie będę się tu specjalnie rozwlekać i napiszę, że jeżeli kogoś interesują takie klimaty, to można zajrzeć. Dzieciom też powinno się podobać. W cenie biletu jest całkiem fajne opracowanie z krótką historią okrętu oraz wszelkimi szczegółami technicznymi. Do tego małżonek wykonał baaardzo szczegółową dokumentację fotograficzną (serio, moglibyśmy zrobić szczegółową rekonstrukcję ;)), ale pozwolę jej sobie tu w całości nie zamieszczać ;) Ograniczmy się do paru zdjęć.

r26.jpg



r27.jpg



r28.jpg



r29.jpg



r30.jpg



r31.jpg



r32.jpg



r33.jpg



r34.jpg



r35.jpg



r36.jpg



Kiedy udało się nam już opuścić pokład U-Boota, było raczej jasne, że nasza wycieczka na Rugię zbliża się nieubłaganie ku końcowi – na dotarcie na kredowe klify mieliśmy za mało czasu (ostanie wejście było około 17, a jeszcze trzeba liczyć czas na przejście sporego kawałka z parkingu – tymczasem było już dobrze po 17), podobnie rzecz miała się z dojazdem na Kap Arkona. Musieliśmy wziąć też pod uwagę utrudnienia w postaci godzin otwarcia mostu na stały ląd. Zdecydowaliśmy się więc jeszcze tylko podjechać na chwilę do pobliskiego Lohme, zejść do małego portu i obejrzeć Schwanenstein, czyli łabędzią skałę.

r37.jpg



r38.jpg



r39.jpg



r40.jpg



A potem przez Lietzow i Bergen wróciliśmy do Stralsundu – tym razem już szczęśliwie przez stary most, z którego nie udało nam się skorzystać rano.

Jak oceniam dzień spędzony na Rugii? Na pewno wykonanie planu byłoby lepsze, gdyby nie problemy z dojazdem i wizyta na ekhem, ekhem, targu. Jak widać nie koncentrowaliśmy się w trakcie tej krótkiej wycieczki na naturze – poznanie Rugii od tej strony wymaga co najmniej kilku dni i chyba lepiej byłoby zrobić to rowerem (ilość ścieżek rowerowych na wyspie idzie pewnie w setki kilometrów). Na pewno negatywnie zaskoczyła nas kwestia parkowania i generalnie spora ilość ludzi w miasteczkach. Skoro było ich tylu we wrześniu w okresie pandemii, to w normalnym sezonie jest pewnie kilkanaście razy więcej. I robi się już spory tłum, który jak dla mnie eliminuje Rugię jako miejsce wyjazdu wypoczynkowego.

No dobrze, to byłoby na tyle z dnia spędzonego na Rugii. W kolejnym odcinku jeszcze krótka rundka po Stralsundzie, a potem jedziemy dalej do Lubeki.Kolejny dzień wita nas ponownie piękną pogodą, więc pakujemy szybko bagaże do auta i postanawiamy wybrać się po śniadaniu na spacer do portu, który widzieliśmy do tej pory tylko po ciemku. Jest środek tygodnia, cicho i spokojnie, jedynie w okolicy głównych atrakcji portu w Stralsundzie – żaglowcu Gorch Fock oraz Ozeaneum – widać więcej ludzi.

st29.jpg


st30.jpg


st31.jpg


st32.jpg


st33.jpg


st34.jpg


st35.jpg


st36.jpg


st37.jpg


st38.jpg


st39.jpg


st40.jpg


st41.jpg


st42.jpg



Mamy też okazję zobaczyć w końcu w pełnej krasie nasze mostowe nemezis ;) Proszę Państwa, o to jego/jej wysokość Rügenbrücke! (Jeżeli ktoś miał okazję się przejechać, niech opowie, jak było.)

st43.jpg



Ozeaneum, czyli oceanarium, a właściwie nowoczesne centrum wiedzy o mrozach i oceanach, jest bez wątpienia ciekawym miejscem, ale nas ciągnie do starego Muzeum Morskiego, które mijaliśmy w trakcie spaceru w pierwszego popołudnia. Tym bardziej, że znajduje się ono w starym, gotyckim kościele i klasztorze, podobnie jak nasze ulubione muzeum wrocławskie, czyli Muzeum Architektury. Faktycznie, wewnątrz można dostrzec sporo podobieństw.

st44.jpg


st45.jpg



Sama ekspozycja nie była może zbyt fascynująca, koncertowała się na modelach statków i zwierząt, a akwariów z morską fauną i florą było zaledwie kilka. Dodatkowo kilka sali było pustych. Widać, że co ciekawsze eksponaty przeniesiono do Ozeaneum – być może już w związku z przygotowaniami do remontu, który zaczął się w listopadzie 2020 roku i ma potrwać do 2023 roku. Potem muzeum ma zostać otwarte w nowej, odświeżonej formule. Natomiast sam klimat gotyckiego kościoła, któremu nadano nową funkcję – wspaniały.

I tym akcentem nasza przygoda ze Stralsundem kończy się. Jeżeli zastanawiacie się, czy warto tu przyjechać, to odpowiem, że moim zdaniem zdecydowanie warto. Historia miasta jest pełna wzlotów i upadków, ale widać, że zdecydowanie zyskało ono na transformacji po zjednoczeniu Niemiec i ma swój unikatowy klimat. Warto zatem zatrzymać się tu chociażby na kilkugodzinny spacer.

Droga ze Stralsundu do Lubeki zajęła nam ok. 2,5 godziny (głównie przez utrudniony wyjazd ze Stralsundu – policja nadal kierowała ruchem w stronę Rugii). W Lubece zatrzymaliśmy się w hotelu Marcure Luebeck City Center – gdyby ktoś był zainteresowany, szczegółowa recenzja znajduje się w odpowiednim wątku. Ogólnie mogę powiedzieć, że pod względem położenia w stosunku do starego miasta hotel jest w porządku, poza tym jest raczej przeciętny. No i ma mikroskopijny parking, gdzie ciężko wjechać większym autem. Na pewno da się znaleźć coś lepszego z sieciówkowych hoteli w porównywalnej cenie.

Po samym przyjeździe mieliśmy kilka spraw zawodowych do załatwienia, więc udaliśmy się tylko na mały rekonesans, przy okazji odkrywając całkiem sympatyczną miejscówkę z jedzeniem – Peter Pane (która okazała się być sieciówką – przyjdzie nam jeszcze raz w trakcie wyjazdu skorzystać :)) Nie mam z tego spaceru zbyt wielu zdjęć, bo wiało jak cholera i nie bardzo chciało mi się sięgać po telefon (tym bardziej, że i tak wiedziałam, że kolejnego dnia przejdziemy bardzo podobną trasę). Dlatego póki co tylko kilka zdjęć miasta w nocnej scenerii – dwie ocalałe z bombardowania w trakcie II WŚ bramy miejskie (Holstentor i Burgtor), witryna sklepu ze sławnym marcepanem oraz dworzec główny. Reszta – w kolejnym odcinku :)

l1.jpg


l2.jpg


l3.jpg


l4.jpg


l5.jpg

Pierwotny plan zakładał dwa noclegi w Lubece i – poza zwiedzaniem samego miasta – odwiedzenie również Travemünde i dalszy przejazd wybrzeżem w kierunku Heiligenhafen. Potem jednak naszym gospodarzom z Hamburga udało się załatwić wolny piątek w pracy, więc ostatecznie skróciliśmy pobyt do jednego noclegu i zwiedzania miasta dnia kolejnego. W sumie zwiedzanie zajęło nam ok. 6-7 godzin i myślę, że była to optymalna ilość czasu na przespacerowanie się po centrum szlakiem najważniejszych zabytków i odwiedzenie jednego muzeum.

Ale zanim zaczniemy zwiedzać, to warto sobie zadać pytanie, z czym kojarzy się Lubeka? Fascynatom historii średniowiecznej zapewne z Hanzą, fanom historii współcześniejszej - z pierwszym dużym nalotem bombowym na Rzeszę i Willym Brandtem, wielbicielom słodyczy – ze znanym w całej Europie marcepanem. A germanistom (do których należy autorka tej opowieści)? Oczywiście z Tomaszem Mannem i Buddenbrokami. Każdy germanista wie, że rzeczona książka jest najlepszym przewodnikiem po mieście i dlatego obowiązkowo odświeża sobie lekturę przed zwiedzaniem… To ostatnie jest oczywiście żartem, niemniej jednak zwiedzanie Lubeki śladami Tomasza Manna jest popularnym motywem:
https://www.visit-luebeck.com/old-town/ ... atic-tours

My jednak zdecydowaliśmy się na zwiedzanie we własnym zakresie, tym bardziej, że z wiadomych powodów staraliśmy się unikać dużych skupisk ludzi. Co swoją drogą nie było łatwe, ponieważ Lubeka – w przeciwieństwie do Stralsundu – od rana była pełna turystów.

Wycieczkę po mieście rozpoczęliśmy od znanej już ze zdjęcia w scenerii wieczornej bramy Holstentor, jednego z najważniejszych hanzeatyckiego zabytków miasta, będącej pierwotnie częścią średniowiecznych fortyfikacji. Od blisko 200 lat brama jest oficjalnym symbolem Lubeki, a w 1987 została wpisana na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO (razem z innymi zabudowaniami z okresu Hanzy). Pomieszczenia wewnątrz zostały zagospodarowane pod małe muzeum poświęcone historii handlu w mieście, jednak nas od wejścia do środka odstraszyła spora kolejka oczekujących.

l6.jpg



Nie tracąc czasu minęliśmy znajdujące się tuż koło bramy średniowieczne spichlerze solne (obecnie znajdują się w nich sklepy i restauracje), przekroczyliśmy rzekę Trave i znaleźliśmy się na starym mieście.

l7.jpg


l8.jpg



Dodaj Komentarz

Komentarze (3)

eskie 26 grudnia 2020 12:08 Odpowiedz
metia napisał:jak bardzo brakuje mi regularnych wizyt w Berlinie.Jak kończył się komunizm i wszyscy jeździli do Berlina na handel, zapytałem mojego dziadka (rocznik 1911), czy byśmy nie pojechali. Odpowiedział, że nie ma sprawy, tylko, że mam zorganizować jakiś czołg bo inaczej nie jedzie.
boots 26 grudnia 2020 13:05 Odpowiedz
A fotki z Reeperbahn?
metia 26 grudnia 2020 13:29 Odpowiedz
@bootsBędą w dalszej części. Natomiast w trakcie naszego pobytu w Hamburgu trwały strajki branży rozrywkowej (część lokali nie została objęta pomocą w ramach tarczy), więc nie było tam tak aktywnie, jak by być mogło.