Droga w dół to była już sama przyjemność
;) No może poza momentem, kiedy spotkaliśmy obsługę Centro smrodzącą spalinami :/
Po dotarciu do auta udaliśmy się w drogę powrotną, ponieważ na wieczór mieliśmy zaplanowaną pożegnalną kolację.
Wybór miejsca zajął nam sporo czasu, m.in. dlatego, że wiele restauracji na wyspie w poniedziałek jest zamknięta. Po długim procesie tentegowania zdecydowaliśmy się pojechać ponownie do Los Cancajos. Tym razem wybraliśmy jednak południowy koniec miejscowości, czyli ten bliżej lotniska.
Przed kolacją zaliczyliśmy jeszcze krótki spacer wzdłuż oceanu i szybki plane spotting. Niestety, lądował mały lokalny samolot, który na zdjęciach zamienił się w małe światełko
;)
Podczas spaceru dostrzegliśmy niewielką pizzerię (nie ma jej na google maps, więc nazwy nie pomnę), ale ostatecznie zdecydowaliśmy się pójść do wybranej wcześniej włoskiej restauracji Sadi. Niestety! Miejsce to mimo bardzo wysokich ocen na tripadvisorze i bardzo dużego wypełnienia gośćmi okazało się być po prostu słabo pod względem jedzenia (koło włoskiego to to nawet nie stało) i drogie. Nie polecam.
Na szczęście udało nam się po powrocie do casy przykryć pokolacyjny niesmak butelką wina
;)Dzień 8/9, Go big or go home
Ostatni dzień. Ponieważ lot mieliśmy po południu, właściciel casy pozwolił nam zostać dwie godziny dłużej bez dodatkowych kosztów. Miło z jego strony
:)
Po śniadaniu na tarasie (jak ja za tym tęsknię!) i pakowaniu naszła nas myśl o niewracaniu. Poważnie rozważaliśmy zabarykadowanie się w casie i przejęcie jej
;) Ostatecznie nic z tego nie wyszło. Co nam pozostało? Tylko go home…
Drogę na lotnisko już znaliśmy, rękaw do wsiadania był ten sam i samolot też. Lot do Berlina wystartował i wylądował o czasie. Droga z Berlina do Wrocławia też już tak dobrze znana (tym razem obyło się bez pamiątkowej fotografii).
I tak w okolicach 3.20 dnia dziewiątego zameldowaliśmy się w domu. Bananowa wyspa została gdzieś tam, hen, daleko…
31 marzec 2017 Niniejszym relacja oficjalnie się kończy, a my jesteśmy w podobnym punkcie, co rok temu – znowu skończyły się nam Wyspy Kanaryjskie z łatwym dolotem
;)
Co zatem dalej? Może kluczem jest słowo „dalej” właśnie? Rodzina coś przebąkuje, ze może czas sprawdzić, czy „wzorem są Azory” czy może jednak Kanary
;) Co będzie? Czas pokaże. Fly4free dostarcza okazji każdego dnia
;)
W tym miejscu chciałabym podziękować wszystkim, którzy dotrwali do końca, jak również podziękować za motywujące do działania polubienia
:)
A zupełnie już kończąc – jeżeli kiedyś wpadną wam w oko tanie bilety na La Palmę, nie wahajcie się ani chwili. Zobaczcie, jak wyglądają Kanary w pigułce. Prawdziwa La Isla Bananita, tfu, Bonita
;)
Quote:No i jeszcze po drodze załapaliśmy się na szybką fotkę z przydrożnej budki (koszt póki co nieznany).Przed chwilą wyjęłam ze skrzynki kopertę i koszt niemieckich usług fotograficznych wyniósł 10 euro. Nie jest źle
;)Najgorzej, że list szedł ponad miesiąc i mamy w tej chwili 2 tygodnie po terminie zapłaty
:lol:
Droga w dół to była już sama przyjemność ;) No może poza momentem, kiedy spotkaliśmy obsługę Centro smrodzącą spalinami :/
Po dotarciu do auta udaliśmy się w drogę powrotną, ponieważ na wieczór mieliśmy zaplanowaną pożegnalną kolację.
Wybór miejsca zajął nam sporo czasu, m.in. dlatego, że wiele restauracji na wyspie w poniedziałek jest zamknięta. Po długim procesie tentegowania zdecydowaliśmy się pojechać ponownie do Los Cancajos. Tym razem wybraliśmy jednak południowy koniec miejscowości, czyli ten bliżej lotniska.
Przed kolacją zaliczyliśmy jeszcze krótki spacer wzdłuż oceanu i szybki plane spotting. Niestety, lądował mały lokalny samolot, który na zdjęciach zamienił się w małe światełko ;)
Podczas spaceru dostrzegliśmy niewielką pizzerię (nie ma jej na google maps, więc nazwy nie pomnę), ale ostatecznie zdecydowaliśmy się pójść do wybranej wcześniej włoskiej restauracji Sadi. Niestety! Miejsce to mimo bardzo wysokich ocen na tripadvisorze i bardzo dużego wypełnienia gośćmi okazało się być po prostu słabo pod względem jedzenia (koło włoskiego to to nawet nie stało) i drogie. Nie polecam.
Na szczęście udało nam się po powrocie do casy przykryć pokolacyjny niesmak butelką wina ;)Dzień 8/9, Go big or go home
Ostatni dzień. Ponieważ lot mieliśmy po południu, właściciel casy pozwolił nam zostać dwie godziny dłużej bez dodatkowych kosztów. Miło z jego strony :)
Po śniadaniu na tarasie (jak ja za tym tęsknię!) i pakowaniu naszła nas myśl o niewracaniu. Poważnie rozważaliśmy zabarykadowanie się w casie i przejęcie jej ;) Ostatecznie nic z tego nie wyszło. Co nam pozostało? Tylko go home…
Drogę na lotnisko już znaliśmy, rękaw do wsiadania był ten sam i samolot też. Lot do Berlina wystartował i wylądował o czasie. Droga z Berlina do Wrocławia też już tak dobrze znana (tym razem obyło się bez pamiątkowej fotografii).
I tak w okolicach 3.20 dnia dziewiątego zameldowaliśmy się w domu. Bananowa wyspa została gdzieś tam, hen, daleko…
31 marzec 2017
Niniejszym relacja oficjalnie się kończy, a my jesteśmy w podobnym punkcie, co rok temu – znowu skończyły się nam Wyspy Kanaryjskie z łatwym dolotem ;)
Co zatem dalej? Może kluczem jest słowo „dalej” właśnie? Rodzina coś przebąkuje, ze może czas sprawdzić, czy „wzorem są Azory” czy może jednak Kanary ;) Co będzie? Czas pokaże. Fly4free dostarcza okazji każdego dnia ;)
W tym miejscu chciałabym podziękować wszystkim, którzy dotrwali do końca, jak również podziękować za motywujące do działania polubienia :)
A zupełnie już kończąc – jeżeli kiedyś wpadną wam w oko tanie bilety na La Palmę, nie wahajcie się ani chwili. Zobaczcie, jak wyglądają Kanary w pigułce. Prawdziwa La Isla Bananita, tfu, Bonita ;)
KONIEC :)